<CHCĘ JESZCZE POWALCZYĆ> MÓWI MARCIN GŁADYSZ
W zeszłym roku miałem okazję startować w pucharze Kia, a w poprzednich latach w pucharze VW Golfa. Bardziej interesuje mnie właśnie taka walka na 100%, od startu do mety. Tak jak w WTCC: kierowcy jadą tam od początku w bezpośredniej rywalizacji, lusterko w lusterko, zderzak w zderzak. To mnie najbardziej kręci, wtedy jestem najbardziej nastawiony do bojowej walki. Zdecydowanie wolałbym w tym roku startować w sprintach i tak zaczęliśmy — na Hungaroringu, a potem w Poznaniu. Jednak następnie, ze względu na decyzję szefa teamu, skoncentrowaliśmy się wyłącznie na długim dystansie. Tam jest to jazda głównie wytrzymałościowa, choć i walki też nie brakuje. Taktyka polega też przede wszystkim na tym, aby osiągnąć metę, oczywiście na jak najwyższym miejscu. Zmiana zawodników, zmiana opon jeśli jest taka konieczność, jazda równym tempem — to jest charakterystyczne dla wyścigów długodystansowych. I oczywiście ekipy nie mieszczą się tu w jednej sekundzie na mecie, tylko jest między nimi różnica nawet kilkudziesięciu sekund. Wszystko zależy od tego, jak się ułoży sytuacja na torze. Także tak jak wspomniałem, zdecydowanie wolę sprinty, ale w tym sezonie jeździmy w DSMP i też się z tego cieszę. Sezon na razie upływa pod znakiem wzlotów i upadków, ale nadal prowadzimy w punktacji swojej klasy w DSMP.
Nie żałujecie swojej rezygnacji ze startów w sprincie? Karolina Czapka nie kończy wszystkich biegów i była duża szansa na tytuł w WSMP, a nawet w Super Pucharze Polski.
W zeszłym roku jeździłem w sprincie, startowałem w kilku wyścigach i okazało się, że ukończyłem sezon na trzecim miejscu. Karolina Czapka była na drugim, a Adam na pierwszym. Ale frekwencja była bardzo mała i to samo jest w tym roku. W związku z tą małą ilością zawodników w klasie, stwierdziliśmy że nie ma sensu się ścigać w kilka samochodów. W tym momencie musiałby absolutnie ktoś jeszcze wystartować, żeby się pojawiło 7–9 zawodników. Być może szkoda tytułu, bo to jednak ucieka. Osobiście trochę żałuję, ale takie są decyzje naszego teamu, szefa i musimy się z tym pogodzić.
Jak oceniacie swoje szanse na tytuł mistrzowski w DSMP na dwa wyścigi przed końcem sezonu?
W tej chwili jesteśmy ex aequo z Karoliną w klasie do 3500 ccm i nie ukrywam, że będzie bardzo ciężko z nią wygrać. W bezpośredniej walce, bez jakichś nieprzewidzianych sytuacji, nie jesteśmy raczej w stanie zagrozić jej naszą Jettą. Niestety regulamin w Polsce jest jaki jest i w jednej klasie startują zarówno samochody turystyczne, jak i takie prototypy pokroju Megane. Nie jest to sprawiedliwa walka. Myślę, że będzie bardzo trudno. Nie chcę nic przewidywać, bo życie samo pokaże jak to się skończy, więc nie można się z góry nastawiać na to, że się przegra. Wiemy jak to jest w Formule i w innych wyścigach — wszystko się może zdarzyć. Mistrzowie są na mecie i liczymy na to, że pójdzie nam jak najlepiej.
Wystartujesz w tym roku w „górach”, w Załużu. Nie myślałeś o zaliczeniu pełnego cyklu startów w tej serii? W porównaniu z innymi dyscyplinami motorsportu, GSMP mają się dobrze od paru sezonów.
Jestem zaskoczony kondycją wyścigów górskich. W tym sezonie szczególnie. Jest wielu nowych zawodników, jak na przykład Marek Nyga, który jeździł na motocyklu w Mistrzostwach Polski, a teraz plasuje się zaraz za Mariuszem Stecem w generalce. Jest paru naprawdę mocnych kierowców, a frekwencja jest naprawdę rewelacyjna. Z czego to wynika? Można powiedzieć, że wyścigi górskie są w tej chwili najtańszą dyscypliną ze sportów motorowych. Całość trasy wyznaczonej do przejechania wynosi zazwyczaj około 40 km. Tam najmniej zużywa się sprzęt, jeśli chodzi o opony i klocki hamulcowe, a także inne elementy. W zeszłym roku w Załużu, gdzie startowałem Seatem Leonem Supercopą, udało mi się w pierwszy dzień przywieźć czwarte miejsce w „generalce”, a drugiego dnia po poprawieniu ustawień skoczyłem już na drugą pozycję. Było to dużym zaskoczeniem dla wszystkich z racji tego, że samochody o mocy 500, 600 koni mechanicznych zostawiłem w tyle, a poza tym jechałem autem przednionapędowym, czyli tzw. ośką. Rywale byli przekonani, że ja w tym Seacie posiadam 400, 500 koni, a ja naprawdę jechałem autem trzystukonnym. Byłem w ten samochód naprawdę dobrze „wjeżdżony”, czułem go, więc wynik był tego efektem, chociaż się go nie spodziewałem. W tym roku wracam. Nie ukrywam, że namawiałem też brata, żeby przyjechał i wystartował, ale Adama nie bardzo ciągnie w góry, więc odpuścił. Chcę tam wystartować tym razem innym, mocniejszym samochodem — Volkswagenem Jettą. Liczę na to, że uda mi się nawiązać bezpośrednią walkę w pierwszej dziesiątce, może nawet w pierwszej piątce. Wiele będzie zależało od pogody. Jeśli się okaże, że będzie padać, to wtedy naszym samochodem nie będę raczej w stanie zagrozić rywalom w autach z napędem na cztery koła.
Marcin, czy zastanawiałeś się nad przyszłym sezonie?
W przyszłym roku na pewno będę jeździł, ale nie wiem jeszcze gdzie. Nasze plany jako teamu Volkswagen Racing Polska zakładają starty w wyścigach, jednak nie znamy jeszcze serii, w których weźmiemy udział. Zastanawiamy się nad pucharem Seata, ponieważ posiadamy dwa auta tej marki. Trzeba je będzie oczywiście odpowiednio przerobić do pucharu niemieckiego. Jeśli jednak okaże się, że nie będziemy mieć wystarczającego budżetu, to być może zdecyduję się na GSMP. Nie ukrywam, że ciągnie mnie do „gór”. W tamtym roku startowałem w rajdach samochodowych. Marzyłem o tym, żeby w tym roku wziąć udział w jakimś rajdzie, ale moje marzenia się najprawdopodobniej niestety nie spełnią.
Dlaczego zrezygnowałeś ze startów na rajdowych oesach? Radziłeś sobie przecież całkiem dobrze.
W zeszłym roku na początku wynajmowałem samochód z Bielska Białej. Pojechałem Rajd Zimowy, Warszawski, Subaru, Rzeszowski czy Agapit W sumie było 7 rajdów, w których wziąłem udział i sezon zakończyłem na trzecim miejscu w klasie N-3. Bardzo mi się spodobało, zawsze zresztą bardzo ciągnęło mnie do rajdów. Przede wszystkim chciałem się z nimi zmierzyć, porównać swoje umiejętności do kolegów. Na Rajdzie Subaru udało mi się wygrać odcinki w klasyfikacji generalnej. Miałem wtedy Hondę Civic. Niestety na przedostatnim odcinku pękł nam drążek kierowniczy i wylądowaliśmy w rowie. Nie mogliśmy więc z moim pilotem dokończyć rywalizacji, a byliśmy wtedy na prowadzeniu. Tak bywa. Czemu się to skończyło? Nasz team Volkswagen Racing Polska i Gładysz Racing jest stricte związany z wyścigami płaskimi. Nie mamy takiego przygotowania do rajdów. Musiałbym wynajmować samochody od jakiegoś innego zespołu, co wiąże się z większymi kosztami. To po pierwsze, a po drogie jestem reprezentantem i dealerem Volkswagena i trochę niepolitycznie jest startować inną marką, jak w tamtym roku Peugotem czy Hondą. Volkswagen niestety nie posiada na dzień dzisiejszy takiego samochodu, którym mógłbym przy moim budżecie wystartować w rajdach. Myślałem o VW Polo Super 2000, ale są to ogromne koszty. W związku z tym biorę udział w wyścigach płaskich.
Czy twoja wyścigowa wiedza i umiejętności pomagały ci na oesach?
Tak, myślę, że pomagały mi w dużej mierze. Starałem się jechać takim „torem wyścigowym”, czyli jak najmniej używać hamulca ręcznego, zarzucać samochodem. Oczywiście na trasie szutrowej jedzie się trochę inaczej. Maciek Oleksowicz jadący w tamtym roku razem z Tomkiem Gajewskim na wyścigu sześciogodzinnym w Brnie mówił później, że taki wyścig jest dla niego bardzo cenny, ponieważ jest to zupełnie inna jazda niż w rajdach. Potem przełożył ten styl jazdy na oesy. Wcześniej był daleko poza pierwszą dziesiątką, a w tym momencie regularnie punktuje i mieści się w czołówce. W zeszłym roku dużo się działo, w tym sezonie nie udało mi się pojechać żadnego rajdu. W zamian jest ten wyścig górski w Załużu. Chciałbym na pewno w jakimś rajdzie wziąć udział, ale w tej chwili mając licencję Mistrzostw Polski mogę wyłącznie wystartować w RPP jako gość i już. Ewentualnie zostaje cykl RSMP i jeszcze na koniec Barbórka.
Jesteś fanem Roberta Kubicy. W jakim zespole chciałbyś, aby Robert wystartował w sezonie 2010?
Życzę mu, żeby startował w jak najlepszym teamie, w McLarenie albo w Ferrari, ale z tego co wiem, to Ferrari jest już obsadzone przez Alonso. Kontrakt praktycznie jest już potwierdzony, a Robert teraz rozmawia z Renault, ale umowy nie ma jeszcze podpisanej. Jest to jedyny Polak, który kiedykolwiek wystartował w Formule 1, więc życzę mu jak najlepiej.
Czy twoje dzieci przejawiają już zainteresowanie motorsportem?
Piotrek ma już w tej chwili 16 lat i bardziej interesuje się teatrem, polityką. Czasem jeździ ze mną na gokarty, ale na obecną chwilę nie marzy o tym, żeby wystartować. Być może jeszcze się coś w nim obudzi, ale oby nie za późno. Natomiast Kasia, młodsza córka, jak najbardziej chciałaby startować. Jeździ na razie na gokartach. Zastanawiałem się właśnie nad tym czy by nie sprawdzić jej umiejętności na zawodach kartingowych.
W waszej siedzibie powstaje wyścigowy Volkswagen Scirocco. Czy możesz już coś więcej powiedzieć o tym samochodzie?
Tak, mogę powiedzieć, że będzie miał klimatyzację dwustrefową (śmiech). Jest to samochód, który zostanie zbudowany od podstaw przez naszą firmę, przednionapędowy z turbodoładowanym dwulitrowym silnikiem o mocy ok. 330–350 KM. Jego przeznaczeniem będą przede wszystkim wyścigi długodystansowe. Zobaczymy. Z mocniejszym programem, 400 KM, wprowadzimy go do sprintu. Czy będziemy nim startować, czy nie — ta decyzja jeszcze nie zapadła, dlatego że tak jak wspomniałem, myślimy w tej chwili raczej o zachodnim kierunku. Mamy przykład zawodników z Polski, Roberta Lukasa czy Mateusza Lisowskiego, którzy są już zauważani w Europie. Volkswagen planował zakończenie w tym roku Volkswagena Polo i dostaliśmy informację, że ma w to miejsce powstać Volkswagen Scirocco, ale nie wiemy jeszcze na 100%. We wrześniu mają paść ostateczne decyzje odnośnie tego, czy powstanie w Niemczech puchar Scirocco. No i jeszcze ewentualnie zastanawiamy się nad pucharem Seata Supercopy.
Planujecie start w Dubaju. Czy jest zatem szansa, że pojedziecie Scirocco?
W planach jest przede wszystkim Golf VI, nasz najnowszy produkt, który radzi sobie doskonale. Natomiast Jetta będzie miała najprawdopodobniej zamontowany silnik diesla o mocy ok. 200 koni lub trochę więcej, także pojechalibyśmy dwoma samochodami z dieslem o podobnej specyfikacji: VW Golfem i VW Jettą. Do tego potrzebne jest około 5 osób na jeden samochód.
A nie myślałeś może o byciu managerem? Trzeba przyznać, że w Polskim Związku Motorowym i ogólnie w polskich wyścigach brakuje świeżej krwi, która mogłaby rzucić nowe światło na ten sport w naszym kraju.
Być może 37–38 lat to jest wiek, w którym można już o tym myśleć, ale na ten moment uważam, że jeszcze dla mnie za wcześnie. Chcę jeszcze pojeździć, pościgać się. Zawodnicy w WTCC w podobnym wieku jak ja nadal świetnie sobie radzą i ja też pragnę wykorzystać swoje doświadczenie. To jeszcze nie ta chwila. Ale w perspektywie przyszłości jak najbardziej myślę o tym. Mój tata ma nieskończoną ilość energii, jest szefem teamu i oby zajmował się tym jak najdłużej. Kocha ten sport, przykładem jest fakt, że powołał do życia puchar VW Golfa i przede wszystkim jest kopalnią pomysłów jeśli chodzi o budowę nowych samochodów. Niewykluczone jednak, że za parę lat będę chciał pójść w ślady taty. Nie zrezygnuję z tej dziedziny, tylko zamierzam w niej mocno uczestniczyć.
Czy wy i wasz team jesteście popularni w Tarnowie?
Jeśli chodzi o sporty motorowe, to w Tarnowie z pewnością na pierwszym miejscu stoi żużel. Mamy Unię Tarnów i obiekt, na którym rozgrywane są mecze żużlowe, więc to z pewnością jest najpopularniejsze. Jeśli chodzi o wyścigi, to niestety nie posiadamy żadnego toru, a Kielce, które są od nas oddalone o 120 km są obiektem nieczynne od dwóch lat. Kiedy jeszcze odbywały się tam zawody, to były odpowiednio wcześniej nagłaśnianie w mediach tarnowskich i wielu mieszkańców przyjeżdżało i kibicowało nam. W tej chwili zostało Brno i Poznań, a oba nie są blisko, więc nasza popularność trochę zmalała. Oczywiście mieszkańcy nas znają, wiedzą, że się ścigamy i mamy wiele tytułów.
Jesteście rozpoznawalni na ulicach?
No oczywiście! Każdy podchodzi do nas po autograf! (śmiech) Mamy grono swoich kibiców, niektórzy ludzie być może nas rozpoznają, ale to nie jest tak, że jesteśmy gwiazdorami. Większość zna nas jednak z tego powodu, że sprzedajemy samochody marki Volkswagena.
Czy po tylu latach spędzonych w motorsporcie wyścigi nadal są tematem numer 1 w waszych domach? Czy już jednak mniej niż kiedyś?
U mnie w domu mniej. Ja jestem największym napaleńcem, żonę to mniej interesuje. W pierwszych latach moich startów jeździła z dziećmi ze mną na prawie wszystkie zawody sportowe kibicować. Teraz to się zdarza okazjonalnie. W czasie sezonu dzieciaki mają obowiązki, szkołę, ale przeważnie w okresie wakacyjnym są ze mną na każdych zawodach.
Marcin Gładysz prywatnie. Co porabiasz w wolnych chwilach, w przerwach pomiędzy wyścigami i pracą?
Najwięcej czasu spędzam na prowadzeniu firmy z tatą i bratem. Oprócz tego, jeśli chodzi o rozrywkę, to często chodzę na mecze żużlowe. Gram też w piłkę halową. Od czasu do czasu jestem zapraszany na różne imprezy, gdzie jeżdżę Subaru jako gość. Uczestniczyłem na przykład w zawodach żużlowych, gdzie dałem pokaz jazdy po luźnej nawierz. Często wybieram się również z dziećmi na gokarty do hali. Mamy tutaj dwa tory w Tarnowie, które robią się coraz bardziej popularne.